Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Głogoczów. Na wsi znalazłam swoje miejsce na ziemi... W sobotę przypada Międzynarodowy Dzień Kobiet Wiejskich

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Agnieszka Węgrzyn jest prezeską Stowarzyszenia Gospodyń  Wiejskich w Głogoczowie
Agnieszka Węgrzyn jest prezeską Stowarzyszenia Gospodyń Wiejskich w Głogoczowie Dagmara Kunecka (wkolenatury.pl)
O obchodzonym 15 października Dniu Kobiet Wiejskich i roli kobiet w środowisku wiejskim rozmawiamy z Agnieszką WĘGRZYN, prezeską Stowarzyszenia Gospodyń Wiejskich w Głogoczowie.

Jakie są kobiety wiejskie?

Po pierwsze zaradne. Potrafiące siebie poradzić z różnymi problemami, chociażby logistycznymi, których nie mają mieszkanki miast, a przynajmniej nie mają tak dużych jak kobiety na wsiach. W miastach dzieci często są w stanie same dotrzeć pieszo lub komunikacją miejską na różne dodatkowe zajęcia, ale już np. w Głogoczowie, niekoniecznie. Dlatego kobiety często muszą
uwzględnić ten fakt i dostosować swoje życie do trybu życia rodziny. Muszą być zaradne i zorganizowane. I takie są.

Czy Pani zdaniem ich praca jest doceniana?

Przytoczę taką ciekawostkę, w protokole założycielskim pierwszego KGW w Głogoczowie z lutego 1964 roku jest zapisane, że jednym z celów działalności koła było… odmuszanie obór. Widać, że to kobiety zajmowały się edukacją na wsi, dbaniem o higienę i o zdrowie. Z kronik wiemy, że to właśnie KGW w latach 70-tych zorganizowało spotkanie z lekarzem poświęcone chorobom wenerycznym. W ten sposób gospodynie wiejskie niosły kaganek oświaty „pod strzechy”.

Warto o tym pamiętać i to docenić, bo pracy kobiet na wsiach często się nie widzi. Myślę, że ten dzień, Międzynarodowy Dzień Kobiet Wiejskich, ustanowiony zresztą przez ONZ, ma zwrócić na nią uwagą i pokazać jak ważne są kobiety na wsiach. Tak było i jest. Zawsze to kobiety dbały o gospodarstwo, nie tylko dom, kuchnię i ogródek. I tak jest nadal. Co więcej, obserwuję teraz silny trend, także w kołach gospodyń, zwrotu ku naturze, uprawom ekologicznych, kuchni opartej na lokalnych produktach, zdrowej, i nie marnującej żywności.

Pani z miastowej sama zamieniła się w kobietę wiejską. W której roli czuje się Pani lepiej?

Ta rola, wydaje mi się, bardziej zależy od etapu życia w jakim jesteśmy. Mieszkałam w mieście będąc młodą dziewczyną, uczennicą, potem studentką i na samym początku bycia młodą mężatką i matką. Wtedy życie w mieście było o tyle wygodniejsze, że łatwiej mi było dotrzeć np. z dzieckiem do lekarza.

Zamieszkanie na wsi okazało się jednak lepszym rozwiązaniem, a szczególnie poczułam to, kiedy dzieci były już starsze. Szybko poczułam, że to moje miejsce, mimo iż kiedyś byłam przekonana, że nigdy nie zamienię miasta na wieś. Doceniam to, że mam dom, ogród. Ten ostatni cenię sobie szczególnie od czasu pandemii i „zamknięcia w domach”. I doceniam to, że relacje na wsi są inne niż w mieście.

Jak się Pani znalazła w kole gospodyń wiejskich?

Nie od razu po przeprowadzce. Jakieś 1,5 roku zajęło mi „osiadanie” na nowym miejscu, zajmowałam się domem i dziećmi, które były jeszcze małe. Potem zaczęłam się angażować w pracę Rady Rodziców i działalność szkoły, a wkrótce potem zostałam radną miejską. Kiedy byłam już radną zgłosiły się do mnie panie z koła gospodyń, żebym im pomogła, bo koło nie miało wtedy osobowości prawnej, nie mogło więc pozyskiwać środków i się rozwijać.

Wzięłyśmy udział w projekcie Fundacji Biuro Inicjatyw Społecznych - Wiejski Inkubator Przedsiębiorczości Społecznej, którego efektem było powołanie do życia Stowarzyszenia Gospodyń Wiejskich w Głogoczowie.

...którego Pani została prezeską

Tak. Panie zapowiedziały, że nie założą stowarzyszenia jeśli nie zgodzę się zostać jego prezeską. Mimo, że nie miałam takich intencji. Wtedy myślałam, że koło jest owszem fajne, bo można przyjść i razem coś upichcić, ale nie w głowie mi było „prezesowanie”. Nie miałam pojęcia czym jest organizacja pozarządowa. Uczyłam się tego na bieżąco, razem z pozostałymi paniami.

Koła są polem aktywności kobiet wiejskich, poza domem i pracą. Jak Pani ocenia tę aktywność?

Odkąd zmieniła się ustawa i koła są rejestrowana przy Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa nastąpił ich rozkwit. Aczkolwiek nie zawsze idą za tym kompetencje potrzebne, żeby kontynuować działalność koła. Wiem to, bo mam kontakt z kołami i to nie tylko stąd z Małopolski, ale całej Polski. Niektóre z nich funkcjonują w bardzo małym zakresie. Wygląda to tak, że biorą pieniądze z ARIMR, doposażają KGW np. kupując sprzęt, albo robią piknik, a kiedy kończą się pieniądze kończy się też działanie. Co nie znaczy absolutnie, że wszędzie tak jest, bo są koła, którym udaje się pozyskiwać środki z innych źródeł tak jak na przykład naszemu Stowarzyszeniu. Są koła, które realizują projekt Erasmus, którego celem jest edukacja dorosłych i wymiana międzynarodowa. My realizujemy projekt z Funduszy Norweskich, w ramach którego byłyśmy na wizycie studyjnej w Norwegii i uczyłyśmy się tam jak działać.

Wiele w tej kwestii zależy od liderki. Czasem może takiej brakuje, ale dlatego tak ważna jest edukacja w tym zakresie. Wcale nie chodzi o to, aby realizować tylko takie duże projekty. Wielu kołom w zupełności wystarczają mniejsze środki, które pozyskują na działania społeczne np. z Małopolska Lokalnie. Każda organizacja jest inna, każda wieś jest inna, ma różne potrzeby i możliwości. Trzeba dodać, że powiat myślenicki jest jednym z najbardziej zaangażowanych i aktywnych społecznie powiatów w Małopolsce i widać to nie tylko po ilości wniosków składanych przez jego mieszkańców do Małopolska Lokalnie.

Działalność Waszego Stowarzyszenia Gospodyń została już dostrzeżona przez inne koła. Chcą się od Was uczyć…

Owszem, nasze projekty stają się dobrymi praktykami dla innych. Przyjeżdżają do nas gospodynie, ostatnio spod Poznania, aby uczyć się jak my to robimy.

Czy zatem czuje się Pani kobietą (wiejską) spełnioną?

Tak. Na wsi, w Głogoczowie znalazłam swoje miejsce na ziemi. W Stowarzyszeniu czuję się jak w rodzinie. Poza tym czuję się związana z tą miejscowością i zależy mi na niej. Myślę, że paradoksalnie przez to właśnie, że nie jestem ze wsi, bardziej doceniam wszystko co to co z tą wsią jest związane. Szczególnie interesuje mnie to co było kiedyś, jak dawniej żyło się na wsi, jak świętowano, jak kultywowano różne tradycje i zwyczaje.

Dla rodowitych głogoczowian to jest coś normalnego, zwyczajnego. Ja np. w starych zdjęciach dokumentujących życie na wsi, widzę nadzwyczajną wartość.

To co czym bardzo mi zależy to, żeby ubrać nas – gospodynie w stroje takie jakie nosiły dawno temu gospodynie w Głogoczowie. Mimo że mamy stroje, które zostały skonsultowane etnograficzne, to ciągle nie jest to „to”. Przecież nigdy nie było tak, że gospodynie miały identyczne stroje. To ładnie wygląda i wyróżnia nas, ale nie tak kiedyś było. Dlatego będą się starała zrobić wszystko, żeby odtworzyć w 100 proc. dawny strój i ubrać nasze Stowarzyszenie tak jak dawniej nosiły się gospodynie wiejskie.

Jak wzmocnić się po COVID-19? Zobacz porady lekarza

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na myslenice.naszemiasto.pl Nasze Miasto