Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koronawirus zatrzymał prywatne przewozy busami. Kierowcy nie czują się bezpiecznie, a ludzie nie mają jak dojechać do pracy

Piotr Tymczak
Piotr Tymczak
Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Z powodu pandemii koronawirusa w województwie małopolskim znacznie ograniczono kursy busów i autobusów prywatnych przewoźników. Obecnie realizowanych jest ok. 10-30 procent (w zależności od trasy) takich przewozów. - Nie ma jak dojechać do pracy - alarmują mieszkańcy naszego regionu. Krakowianie mocno narzekają też na ostatnią redukcję liczby kursów miejskich tramwajów i autobusów pod Wawelem.

- Po rozpoczęciu pandemii wielu kierowców w obawie o zdrowie zrezygnowało z pracy. Z oferty, szczególnie po godzinach porannego i popołudniowego szczytu, zaczęło korzystać też znacznie mniej pasażerów – mówi Dariusz Tarnawski, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Przewoźników Osobowych. - Swoje zrobił też przepis, że połowa miejsc w pojeździe ma być pusta. Dla części firm przewozy przestały się opłacać, gdy np. można teraz zabrać do pojazdu 10 osób zamiast 20. A nie otrzymujemy dopłat do kursów z budżetu miasta, tak jak to jest w przypadku miejskiej komunikacji zbiorowej – dodaje.

Prezes Tarnawski wylicza, że na niektórych trasach, np. z Krakowa do Wieliczki, Niepołomic czy Dobczyc pozostali pojedynczy przewoźnicy, którzy wożą jeszcze Małopolan.

Przewoźnicy od początku pandemii apelują też do władz centralnych i lokalnych o pomoc w stworzeniu jak najbezpieczniejszych warunków do pracy. - Największym problemem jest brak profesjonalnych maseczek ochronnych dla kierowców i rękawiczek. Jak możemy, to zaopatrujemy się we własnym zakresie. Podobnie jest z płynem do dezynfekcji – informuje prezes Tarnawski.

Podkreśla, że przy Małopolskim Dworcu Autobusowym w Krakowie, gdzie stacjonuje najwięcej busów, przydałoby się utworzenie specjalistycznego punktu, w którym odpowiednie służby mogłyby odkażać busy i autobusy – przynajmniej raz dziennie. - Na razie, na ile możemy sami odkażamy klamki i inne powierzchnie płynem kupowanym na stacjach Orlenu – mówi prezes Tarnawski.

Co na to władze Małopolski? Tam zaznaczają, że przed nami stopniowe znoszenie ograniczeń w tym związanych z przemieszczaniem się i urzędnicy w regionie się do tego przygotowują. - Już teraz w budżecie Województwa Małopolskiego przewidziane są środki na sfinansowanie przewozów drogowych, które będą mogły zostać wykorzystane na potrzeby przywracania sieci regularnych połączeń w Małopolsce. Docelowo przewozy takie miałyby zostać uruchomione na wybranych trasach, w szczególności tych łączących siedziby powiatów z Krakowem, na których podstawowe potrzeby przewozowe nie byłyby zaspakajane przez przewoźników drogowych, działających na zasadach komercyjnych, lub operatorów kolejowych - informuje Michał Drewnicki, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego.

Obecnie w niektórych gminach sytuację próbują ratować samorządy. Do wielkiej redukcji doszło w przypadku połączeń autobusowych do Tarnowa. Większość lokalnych, prywatnych przewoźników zawiesiła od 1 kwietnia lub znacznie zredukowało ilość kursów autobusowych z podtarnowskich gmin do miasta. Połączenia zawieszone zostały m.in. na trasie z Zakliczyna do Tarnowa, a do jednego kursu rano i powrotnego popołudniu zredukowano kursy z Szerzyn przez Olszyny oraz z Rzepiennika i Ciężkowic przez Gromnik i Tuchów do Tarnowa.

W gminie Ryglice, mimo zapowiedzi zawieszenia połączeń, udało się uratować po jednym porannym kursie z Lubczy oraz z Kowalowej przez Ryglice do Tarnowa oraz powrotnym po południu. To efekt porozumienia z przewoźnikiem. Gmina pokrywa w całości koszty utrzymania linii. - Nie wszyscy mają samochody, a do pracy muszą się dostać. Część z nich pracuje między innymi w szpitalach – tłumaczy Paweł Augustyn, burmistrz Ryglic. Miesięcznie gminę będzie to kosztować ok. 20 tys. zł. Dzięki temu mieszkańcy nie muszą kupować biletów.

Prywatni przewoźnicy zrezygnowali z przejazdów przez mniejsze miejscowości w powiecie wadowickim. Tak stało się m.in. w Wieprzu, Mucharzu i Jaszczurowej.W gminie Wieprz, gdzie połączenia do Andrychowa i Wadowic zawiesiła firma przewozowa, dowozem ludzi do pracy zajął się Urząd Gminy, także za darmo.

Problem jest także w Nowym Sączu i okolicy. Prywatny przewoźnik Voyager zawiesił wszystkie kursy 1 kwietnia do odwołania. Firma świadczy usługi przewozowe np. Nowy Sącz- Gorlice, Kraków, Katowice,Krynica-Zdrój i do wielu innych miast w Polsce.

Dramatyczna sytuacja jest na Podhalu. Prywatna komunikacja busowa pod Giewontem zamarła. Z powodu pandemii w powiecie tatrzańskim przestały kursować wszystkie prywatne busy. - Zawieszone zostały 32 linie, jakie funkcjonują na naszym terenie. Wiadomo, że większość z nich była nastawiona na turystów i kursowała w czasie sezonu turystycznego. Jednak i te pozostałe również zostały zawieszone – przyznaje Janina Gut z wydziału komunikacji i transportu starostwa tatrzańskiego w Zakopanem, które nadzoruje pracę prywatnych przewoźników.

Kursuje obecnie autobusowa komunikacja miejska w Zakopanem, choć i tam ze znacznie zmienionym i ograniczonym rozkładem jazdy.

Zawieszenie komunikacji zbiorowej na terenie powiatu tatrzańskiego spowodowało, że ludzie, którzy nie mają własnych samochodów, nie mają się jak poruszać, np. do pracy. To spowodowało np. że sklep spożywczy Gama na Krupówkach – należące do spółki Społem Zakopanem został zamknięty do odwołania. Bo pracownicy – głównie mieszkający poza Zakopanem – nie mają jak dostać się do pracy.

Drastyczne ograniczenia w komunikacji miejskiej wprowadziły od świąt władze Krakowa. W godzinach 8 -12.30 i 16-19 wiele tramwajów i autobusów w ogóle nie kursuje lub pojawia się na przystankach tylko raz na godzinę. Tymczasem również w tych godzinach część podróżnych nadal musi dojeżdżać do pracy i z niej wracać. Pasażerowie MPK nie ukrywają swojego oburzenia.

- Zmiany w krakowskiej komunikacji uważam za absolutny skandal. Musiałam iść pieszo od pętli w Rakowicach na zakupy pod Halę Targową i później dalej na Kazimierz. Wracałam stamtąd również pieszo do Dworca Głównego. Gdy wreszcie przyjechał pierwszy autobus o 12.30 zapełnił się doszczętnie i wszyscy zapomnieli o koronawirusie, bo ważniejszy był powrót do domu. I gdzie tu jakaś logika? - komentuje pani Ewa.

Urzędnicy z Zarządu Transportu Publicznego twierdzą, że "wprowadzone ograniczenia wyłącznie w godzinach poza szczytowych spełniają główny cel jakim jest ograniczenie wydatków". - Oczywiście wszystko można zawsze zrobić lepiej, dlatego przyjmujemy wszystkie uwagi i sprawdzamy czy indywidualne przykłady można poprawić. Dotyczy to np. wydłużenia szczytu popołudniowego - podkreśla Sebastian Kowal z ZTP.

Urzędnicy nie ukrywają też, że chcą na komunikacji zaoszczędzić i posługują się przy tym wyliczeniami. Przed wprowadzeniem stanu epidemii pojazdami komunikacji miejskiej tygodniowo podróżowało ok. 7 mln pasażerów. Obecnie jest ich ok. 700 tys. Do wystąpienia epidemii koronawirusa dochody z biletów na utrzymanie komunikacji wynosiły średnio 10 mln zł na tydzień, teraz jest to ok. 600 tys. zł. Przedtem w każdym tygodniu Miasto dopłacało do funkcjonowania tramwajów i autobusów ok. 3 mln zł w ciągu 7 dni, obecnie jest to dwukrotnie więcej – ok. 6 mln zł.

"Wprowadzenie dużych ograniczeń w kursowaniu komunikacji miejskiej ma pozwolić na konieczne w tej sytuacji oszczędności, po ok. 1 mln zł dziennie, co pozwoli na lepsze funkcjonowanie transportu zbiorowego w Krakowie w kolejnych miesiącach" - podkreślają w magistracie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto