Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marek Motyka: Wisła trwa w kryzysie. Oby udało się uniknąć totalnej kompromitacji

Redakcja
Archiwum
W zimie też trzeba solidnie się zastanowić, na kim oparty będzie skład Wisły wiosną i w następnych sezonach. I oby był to kierunek polski, żeby proporcje w zespole były wreszcie bardziej wyrównane - mówi Marek Motyka, trener, były piłkarz Wisły Kraków w rozmowie z Bartoszem Karczem.

Czytaj także: Na mecz ze Śląskiem w kadrze powinien się znaleźć Patryk Małecki

- Wisła przegrała trzy ostatnie mecze i znalazła się w bardzo trudnej sytuacji w ekstraklasie. Jaka jest Pana zdaniem przyczyna tak słabej gry i wyników "Białej Gwiazdy"?
- Przyczyn jest kilka. Budowa drużyny miała opierać się o zawodników gotowych. Ten pomysł wydawał się ciekawy, jeśli przypomnimy sobie, że zespół był o kilka minut od raju, jakim miała być Liga Mistrzów. Życie pokazało jednak również, że pomysł nie do końca się sprawdza. Rozumiem argumenty, że chciano szybko zbudować zespół, że nie było czasu na planowanie długoletniej pracy w tym konkretnym momencie. Rok temu prezes Bogdan Basałaj zaproponował model holenderski. Wszyscy oceniali ten pomysł pozytywnie, w mediach były same zachwyty. Nikt nie brał tylko pod uwagę jednej rzeczy, że ci ludzie nie znają kompletnie polskiej ekstraklasy i że przyjdzie im tutaj działać po omacku. Ten brak rozeznania w naszej lidze spowodował moim zdaniem koncentrację na zawodnikach głównie zagranicznych.

- Rozumiem, że Panu ten akurat pomysł nie przypadł do gustu?
- To ewenement, bo przecież Wisła do tej pory uchodziła za klub, który stawiał na Polaków. Potrafiła wychować swoich graczy lub sprowadzać ich w młodym wieku, by w Krakowie mogli się rozwijać. Teraz wydawało się, że zmiana modelu, wydanie większych pieniędzy musi przynieść sukces. Ja jednak już wiosną spokojnie podchodziłem do wywalczonego tytułu mistrza Polski. Przy tym potencjale, jaki miała Wisła i przy tym, że Legia z Lechem były w dołku, a inni nie wykorzystali swojej szansy, jak choćby Jagiellonia, tytuł dla krakowian nie był zaskoczeniem. Wydawało się wtedy, że Wisła wreszcie znalazła solidnego bramkarza. Obrona grała w lidze bardzo dobrze. Jeszcze do meczu w Nikozji wszystko wyglądało bardzo ciekawie i potwierdzało tezę, że ten pomysł wypali.

- Tylko, że przyszedł rewanż z APOEL-em i od tego momentu nie było już tak różowo.
- Szkoda mi tego meczu do dzisiaj, bo mimo iż Wisła była zdecydowanie słabsza, to mogła awansować. Żałuję, że tak się nie stało, bo w futbolu czasami tak jest, że awansuje słabszy zespół, ale później wyciąga wnioski, a wygrana jest impulsem do rozwoju. Mam trochę pretensji do trenera Maaskanta, który chyba popełnił błędy w końcówce tego meczu jeśli chodzi o zmiany. Zastanawiam się do dzisiaj, po co wpuszczał na boisko Kirma, gdy trzeba było bronić wyniku, a nie atakować. Trzeba było wzmocnić właśnie obronę. Sensowniejsze moim zdaniem było wpuszczenie Bunozy, który zagęściłby przedpole. To jednak już przeszłość, natomiast dla mnie wielkim zaskoczeniem jest to, co stało się później w Lidze Europy z tą obroną. Nie spodziewałem się, że tak doświadczeni piłkarze mogą popełniać tak głupie błędy i tracić bramki w tak prosty sposób. Do tego wszystkiego doszły jeszcze kontuzje Maora Meliksona, Partyka Małeckiego i Radka Sobolewskiego, przez co pole manewru znacznie się zmniejszyło. Tylko, że jeszcze kilka tygodni temu czytałem wypowiedzi trenera Maaskanta, który twierdził, że ma dwie równe jedenastki. W związku z tym wydawało się, że dublerzy są. Tymczasem wszystko rozsypało się kompletnie i dzisiaj mamy totalną frustrację kibiców. Widzieliśmy jak wściekli byli po derbach czy po ostatnim meczu z Górnikiem. Wisła jest w kryzysie i teraz pozostaje pytanie czy ci zawodnicy będą to wstanie pociągnąć i czy w pozostałych jesienią meczach mogą zagrać lepiej. Osobiście boję się, żeby nie doszło do totalnej kompromitacji.

- W Wiśle zachwiano proporcje między piłkarzami z zagranicy i z Polski. Nie sądzi Pan, że przez to zespół zatracił swoją tożsamość, a w trudnej chwili brakuje osób, które byłyby w stanie to międzynarodowe towarzystwo scementować?
- Wcześniej kierunek był taki, że trzon drużyny stanowili Polacy, a zagraniczni piłkarze byli tylko uzupełnieniem. To moim zdaniem było w porządku. Teraz proporcje się odwróciły. Ja wyznaję zasadę, że Polak na ławkę powinien trafić dopiero w momencie gdy obcokrajowiec jest lepszy. Gdy jednak w drużynie nawet na ławce siedzą głównie obcokrajowcy, to mamy już pomieszanie z poplątaniem. To pierwszy taki moment w historii Wisły. Do chwili, gdy był wynik, wszyscy podchodzili do tego spokojniej. Teraz jednak okazuje się, że to nie wychodzi.

- Ale przecież większość sprowadzonych zawodników ma dość solidne CV. Dlaczego zatem grają tak słabo?
- Dzieje się tak również dlatego, że nie wszyscy piłkarze, których sprowadzono, zdają sobie sprawę z tego, w jakim klubie grają. Być może dla niektórych jest to jedynie przystanek do zarobienia pieniędzy i pójścia dalej w świat. Tacy piłkarze nigdy nie zrozumieją np. co dla ludzi stąd znaczą derby Krakowa. To jest jednak szerszy problem i nie dotyczy tylko Wisły. Dzisiaj liga jest bowiem nasycona obcokrajowcami, tylko w większości przypadków jest problem z ich jakością. Jeśli natomiast chodzi o Wisłę, to dziwię się, że zrezygnowała z wychowywania czy kształtowania swoich młodych piłkarzy. Nie trzeba daleko szukać, wystarczy popatrzyć na składy paru klubów ekstraklasy, żeby dojść do wniosku, że nawet w ostatnim czasie przy ul. Reymonta wychowano całkiem solidnych piłkarzy. Proszę przeanalizować. Kaczmarek i Nawotczyński grają w Cracovii. Obaj to zawodnicy praktycznie wychowani w Wiśle, a ten pierwszy jest jednym z lepszych bramkarzy w ekstraklasie. Stawarczyk gra bardzo solidnie w Ruchu, który jest dzisiaj wyżej od Wisły. Czy on jest gorszy od Jaliensa? Wątpię. Kapitanem w Lechii jest Surma, który wychował się przecież w Wiśle. W Górniku na lewej obronie gra bardzo dobrze Magiera, a w Wiśle na tej pozycji występuję przypadkowy piłkarz z Serbii, który w dodatku był sprowadzany jako pomocnik. Oczywiście obiektywnie trzeba powiedzieć, że to co jest dobre na Górnika, nie musi być dobre na ambicje Wisły. Tylko, że jak ktoś postawi na swojego, to można szybko dojść do wniosku, że nie trzeba daleko szukać.

- Myśli Pan o Michale Czekaju?
Dokładnie. Zagrał z Górnikiem przez przypadek i był najlepszym obrońcą Wisły. Niestety, magia obcokrajowców, ich wysokie kontrakty sprawiają, że trenerzy nie mają najczęściej na tyle odwagi, żeby postawić na tak młodego chłopaka.

- Nie sądzi Pan, że to jest właśnie wielki kamień do ogródka trenera Maaskanta, który twierdził, że Czekaj nie jest jeszcze gotowy do gry na takim poziomie, a forował popełniającego błąd za błędem Jaliensa?
Trzeba być ostrożnym w takich ocenach, bo nie można zachłystywać się piłkarzem po jednym, dwóch meczach, co często lubimy w Polsce robić. Czekaja nie znałem dobrze. Widziałem go w akcji w meczu z Koroną, gdy zagrał przyzwoicie. Widziałem go też w Limanowej, ale to nie był miarodajny test. Teraz natomiast przyjrzałem się mu bardzo dokładnie. Zagrał rewelacyjny mecz z Górnikiem, był najsolidniejszym obrońcą. Jeśli w następnych spotkaniach zagra na takim samym poziomie, to rzeczywiście, żal do trenera Maaskanta, że wcześniej nie dał mu prawdziwej szansy, będzie jak najbardziej uzasadniony. Pamiętać jednak trzeba, że Maaskant wystawiając go np. w pucharach, wiele by ryzykował. Jeśli w takich meczach Czekaj zrobiłby błąd, to na trenera spadłyby gromy, że stawia na młodego chłopaka, zamiast wystawiać doświadczonych obrońców, których mu sprowadzono.

- Tylko, że trener Maaskant widział, co taki chłopak prezentuje na treningach, a jednak nie zdecydował się na niego postawić.
- Czasami o pewnych sprawach decyduje przypadek. Proszę zobaczyć, co stało się w Legii. Dzisiaj wszyscy pieją z zachwytu nad młodzieżą, która tam gra. Tylko wszyscy zapominają, że ta młodzież szansę dostała trochę właśnie przez przypadek, bo były kontuzje w zespole i ktoś musiał grać. Prawdą jest jednak, że trener Maaskant powinien zdawać sobie sprawę z umiejętności wszystkich piłkarzy. Być może decydowała presja wyniku. Być może decydowały inne względy, np. takie, że jak Czekaj okazałby się lepszy od Jaliensa, to ktoś musiałby się w klubie tłumaczyć po co sprowadzał Holendra. Nie mam pretensji o to, że Wisła inwestowała w tych zawodników, bo jednak nie można zapominać, że dali oni mistrzostwo. Transfery wydawały się solidne, ale problem tkwi głównie w proporcjach, które zostały zachwiane.

- Jak Pan myśli, co powinno zrobić się w tak trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się obecnie Wisła?
- Myślę, że cel, czyli co najmniej awans do europejskich pucharów, zostanie zachowany. Trzeba dać w tych meczach szansę Czekajowi i Brudowi, a później podjąć decyzję czy oni będą grać dużo wiosną czy nie. Jeśli nie, to trzeba ich wypożyczyć, żeby mogli się ogrywać tak jak kiedyś choćby bracia Brożkowie czy Małecki. Przypuszczam, że Wisła wzmocni się w zimie. Przed klubem stoi jednak trudne zadanie. Wiele wyjaśnią trzy mecze, które zostały w tym roku. One mogą poprawić sytuację w tabeli i obudzić nadzieje przed rundą wiosenną. W zimie też trzeba solidnie się zastanowić, na kim oparty będzie skład wiosną i w następnych sezonach. I oby był to kierunek polski, żeby proporcje w zespole były wreszcie bardziej wyrównane.

Rozmawiał Bartosz Karcz

Miss Polonia z dawnych lat! Zobacz archiwalne zdjęcia kandydatek

"Super pies, super kot!". Zgłoś zwierzaka w plebiscycie i wygraj nagrody!

Mieszkania Kraków. Sprawdź nowy serwis

Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z Krakowa. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na myslenice.naszemiasto.pl Nasze Miasto