Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Michał Kanarkiewicz. Zobacz Michał. To są szachy i dzisiaj nauczymy się w nie grać.

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Michał Kanarkiewicz: Na każdej drodze do sukcesu muszą pojawić się trudności. Droga usłana różami nie istnieje; coś takiego w przyrodzie raczej się nie wydarza
Michał Kanarkiewicz: Na każdej drodze do sukcesu muszą pojawić się trudności. Droga usłana różami nie istnieje; coś takiego w przyrodzie raczej się nie wydarza Karol Nycz
Po serialu „Gambit Królowej” dzieje się tak, że mamy wysyp ludzi, którzy chcą grać w szachy, nie po to, żeby być zawodowcem szachowym, tylko żeby grać dla funu. Tak jak gra się w scrabble, w brydża, w gry komputerowe – mówi Michał Kanarkiewicz, szachista, popularyzator gry w szachy, mówca inspiracyjny i autor książek o szachach.

Jak Pan myśli, dlaczego serial „Gambit Królowej” zyskał tak szaloną popularność?

Można tu wziąć pod uwagę trzy czynniki. Pierwszym jest wyraźna rola kobieca w zdominowanym przez mężczyzn świecie szachów. To, jak się wydaje, jest nie bez znaczenia, z racji tego, że i w dobie XXI wieku widać wyraźną potrzebę, aby wspierać kobiety na całym świecie. Nie mniej istotne z mojego punktu widzenia, jest to, że dotychczas stereotypowo traktowano szachy jako grę wyłącznie przeznaczoną do mężczyzn. Wprowadzenie Beth Harmon – głównej bohaterki tego serialu i zarazem kobiecej postaci – bardzo ciekawie, myślę, wpisało się w ogólnoświatowe trendy. Druga rzecz, która wydaje mi się całkiem zasadna, to fakt, że, w szczególności w ostatnim czasie, w dobie COVID-u i tego, jak tęsknimy za budowaniem relacji, za tym, żeby świat wrócił do względnej normalności, to choć nie wiemy, czy to rzeczywiście przyświecało twórcom serialu, może być potrzebą do powrotu, do tego, co się działo w ubiegłym stuleciu, kiedy nie było COVID-u. Co więcej, myślę, że dla pokolenia „Z” ciekawe może być to, jak wyglądało życie, kiedy na świecie nie było jeszcze internetu. Tu, myślę, jest kolejna warstwa, może nie wiodąca, która może sprawiać, że ten serial tak mocno zyskuje na popularności. Trzecia sprawa: szachy od zawsze były postrzegane jako gra królewska, jako coś nobilitującego, ale też jako gra trudna, wymagająca i – użyjmy tego słowa – nudna. Serial przełamuje wiele z tych stereotypów; pokazuje, że gra w szachy może być dynamiczna, ciekawa, może być ujęta w barwny sposób. Bohaterka jest nieprzeciętna, aktorsko to też dobrze zagrana rola i co by tu nie mówić, pod kątem sztuki ten serial naprawdę jest dopieszczony.

Serial spowodował, że gra w szachy przeżywa teraz prawdziwy renesans? A może ten boom na szachy rozpoczął się już 2 lata temu, kiedy Norweg Magnus Carlsen zdobył tytuł mistrza świata wygrywając z Fabianem Caruaną i „carlsenomania” ogarnęła Norwegię? A może w Polsce przyczynił się do szachomanii nasz arcymistrz Jan Krzysztof Duda?

Spróbujmy to poukładać. Jeżeli chodzi o „carlsenomanię” w Norwegii, to Magnus Carlsen zdobył tytuł mistrza świata w 2013 roku i do tego czasu cały czas jest mistrzem świata. To, co warto tu podkreślić, to ogromny wpływ, jaki ma Carlsen; podobny do tego, jak kiedyś w latach 80. i 90. miał Garri Kasparow, z wielkim zasięgiem rażenia swojego autorytetu i też przenoszenia szachów poza świat szachowy i wprowadzanie ich na salony. Na pewno Magnus Carlsen odegrał tu dużą rolę. Myślę też, że – jeśli już mówimy o Polsce – to zdobycie przez Jana Krzysztofa Dudę w 2018 roku tytułu wicemistrza świata w szachach błyskawicznych wpłynęło u nas znacząco na popularyzację gry w szachy. W zasadzie od czasu II wojny światowej mamy chyba po raz pierwszy realne szanse na to, żeby Polak został mistrzem świata. Oczywiście do tego jeszcze jest kawałek drogi, jeszcze Janek nie jest mistrzem świata, ale w perspektywie kilku lat ma szansę na to, żeby powalczyć z Magnusem. Trzeba do tego dodać, że szachy, szczególnie w czasie COVID-u zyskują na popularności, ponieważ są jedną z nielicznych aktywności sportowych, którą można równie dobrze wykonywać online. Łącząc to z popularnością serialu „Gambit Królowej” szachy zyskały bardzo na popularności. Po statystykach widać, że w przeciągu 28 dni od premiery serialu liczba osób, które pobrały aplikacje szachowe, wzrosła ponad dwukrotnie. I to również jest wyznacznik, jaki jest wpływ „Gambitu Królowej”. Trudno wskazać jedną datę, która mówiłaby o wzroście popularności szachów; na pewno jest kilka innych momentów wcześniej, które to sprawiły. Myślę, że to się zaczęło jeszcze wcześniej, około 2010 roku, kiedy na popularności zaczął zyskiwać pomysł wprowadzenia szachów do podstawy programowej w szkole, kiedy powstały programy typu „Edukacja przez Szachy w Szkole” i tak, krok po kroku, doszliśmy do tego, że mamy dziś Janka, który walczy jak równy z równym w światowej czołówce. A do tego doszedł teraz „Gambit Królowej”.

Wspomnę tylko, że mamy też Michała Kanarkiewicza, czyli Pana, bo Pan również sporo robi dla popularności tej gry i nadal popularyzuje szachy w naszym kraju. Z czego jest Pan najbardziej dumny?

Myślę, że największą i najbardziej wiodącą rolą, jeśli chodzi o moją działalność, jest popularyzowanie gry w szachy wśród sportowców, aktorów i gwiazd show biznesu. Uczyłem grać wielu sportowców, choćby Krzysztofa Ignaczaka, Karola Bieleckiego; ostatnio uczę piłkarza Kamila Grabarę…

… bramkarza Liwerpoolu.

Dokładnie. Uczyłem wokalistkę Gosię Andrzejewicz, uczyłem również dziennikarzy, wspierałem takie osoby jak Jarosław Kret, Ania Popek czy Paulina Koziejowska. Krótko mówiąc – nauczyłem w szachy wiele osób. Na kanwie tych doświadczeń powstała impreza Szachowe Mistrzostwa Gwiazd i myślę, że one w sposób znaczący przyczyniły się do popularności gry w szachy, szczególnie w kręgu showbiznesowym. W telewizji, w trakcie pierwszej fali pandemii, prowadziłem program „ABC szachów”; kto wie, może on teraz, w dobie drugiej-trzeciej fali pandemii się odrodzi… Ponieważ dzięki niemu również szeroko można docierać do nowych odbiorców. Napisałem sześć książek, które popularyzują grę w szachy i pokazują, dlaczego warto w nie grać. Ale gdybym jednym zdaniem miał określić, na co miałem największy wpływ, powiedziałbym tak: pokazałem, jakie są korzyści uczenia się gry w szachy dzieci i oczywiście też dorosłych, którzy chcą grać dla przyjemności; nie dla zawodowców. To rzecz kluczowa. A teraz tak dzieje się po serialu „Gambit Królowej” – mamy wysyp ludzi, którzy chcą grać, nie po to, żeby być zawodowcem szachowym, tylko żeby grać dla funu. Tak jak grają w scrabble, w brydża, w gry komputerowe. To, myślę, jest największa korzyść mojego działania.

Ciekawa jestem, jakie lekcje wyciągnął Pan dla siebie z serialu „Gambit Królowej”?

Jest ich wiele, ale myślę, że kluczową lekcją z tego serialu jest to, że prawie każdy mistrz, prawie każda osoba, która w jakiejś dziedzinie osiągnęła sukces, prawie zawsze ma jakąś trudną historię. To cenna lekcja, która pokazuje, że te trudności prowadzą nas do sukcesu. Innymi słowy mówiąc, na każdej drodze do sukcesu muszą pojawić się jakieś trudności. Droga usłana różami od startu do mety nie istnieje; coś takiego w przyrodzie raczej się nie wydarza. Trzeba raczej nastawić się na to, że będzie to krok za krokiem, w sposób zdyscyplinowany, praca, praca i jeszcze raz praca.

A na tej drodze pojawiają się jeszcze tak zwane kłody rzucane pod nogi.

Na to też trzeba się przygotować, że takie kłody pod nogi będą rzucane; nawet do końca nie wiadomo, z której strony można się ich spodziewać. Wracając do serialu, to pokazuje on, jak bardzo liczy się waga nastawienia do przyjmowania tych lekcji, do tych kłód rzucanych pod nogi; warto przyjmować je, no, może nie z uczuciem wdzięczności, ale z akceptacją.

Można i z wdzięcznością, dlaczego nie? Jeśli trudności w efekcie pomagają przy uzyskaniu celu, to warto być za nie wdzięcznym.

Na pewno warto dalej robić swoje, iść do przodu, nie zatrzymywać się. To jest główny przekaz. Beth Harmon w serialu też, niezależnie od tego, co się działo, szła dalej. Cały czas wierzyła w to, że osiągnie sukces. To cecha nie tylko bohaterki serialu, ale też na przykład sportowców, którzy zawsze, do końca walczą o swoje i wierzą w to, że osiągną sukces. To jest niezwykle istotne nie tylko w świecie sportu, ale też w życiu codziennym i osobistym: wierzyć w to, że dam radę. Może nie w to, że będzie dobrze, bo jak będzie to tego nie wiemy, ale że niezależnie od okoliczności, robię wszystko co mogę, żeby osiągnąć swój sukces. To nastawienie wydaje mi się, przewija się przez cały serial; nastawienie pod tytułem „dam radę”.

Ale chyba najważniejsze, co pokazuje bohaterka „Gambitu Królowej” to mieć cel. Od niego wszystko się zaczyna.

Na pewno. Zaczyna się od marzeń, a do nich układa się cele. Z marzeń rodzą się ambitne cele. Serial pokazał też, że można i warto walczyć o swoje marzenia. Co więcej, pokazał – to kolejna lekcja, jaka przychodzi mi do głowy – że nieważne, skąd pochodzisz, ważne, dokąd zmierzasz. Myślę, że to jest ważne dla wielu osób. W szczególności w Polsce panuje przekonanie, że jeżeli nie urodzimy się w bogatej rodzinie, to nie mamy szans na to, żeby odnieść sukces. W serialu, który przecież jest fikcją, jest zawarta ta sugestia, że nie jest ważne, skąd pochodzimy. A ja mam takie poczucie, że wiele prawdziwych historii, które wydarzyły się realnie wskazują, że niekoniecznie trzeba się wychować w bogatej rodzinie, żeby osiągnąć sukces. Można pracować wytrwale, w sposób skoncentrowany. W serialu to dozorca, Pan Shaibel uczył gry w szachy Beth i myślę, że to jest dość ważne; pomimo tego, że Beth wychowywała się w sierocińcu, to wykorzystała szansę na naukę od dozorcy. To mała, drobna nadzieja, która pojawiła się w jej życiu, na to, żeby być lepszym, lepszym i lepszym każdego dnia. Myślę sobie, że każdy z nas, niezależnie od tego, skąd startuje, spotyka w swoim życiu taką osobę, którą może poprosić o pomoc. To od nas zależy, czy my o tę pomoc poprosimy. Serial ładnie pokazuje, że na początku ten dozorca nie bardzo chciał grać z Beth w szachy, natomiast z biegiem czasu, kiedy główna bohaterka ponawiała zapytania, w końcu zaczęli grać, zaczęli trenować. To też wydaje mi się cenną metaforą naszego życia codziennego: rzadko jest tak, że pierwsza próba doprowadzi nas do sukcesu. Zwykle jest tak, że trzeba próbować drugi, trzeci i kolejny raz, znajdować nawet najmniejsze szanse, promyki nadziei na to, żeby zmienić sytuację.

Zawsze trzeba coś poświęcić, aby zdobyć pozycję, o jaką się aspiruje? I czy zawsze trzeba zapłacić jakąś cenę za to, kim chce się być?

To bardzo rozbudowane pytanie; ja mogę podzielić się swoją opinią. Moim zdaniem za wszystko w życiu płaci się jakąś cenę. Nie ma znaczenia, czy to jest duże marzenie, czy mniejsze, taki czy inny cel. Cenę się płaci zawsze, pytanie tylko, czy zawsze znamy cenę, jaką trzeba zapłacić teraz albo w przyszłości. Tu nie zawsze chodzi o pieniądze i warto to podkreślić. Czasami chodzi o energię, czasami chodzi o wybór jednej lub drugiej opcji, bo, mam takie poczucie, że niezależnie od tego, co robimy w naszym życiu, to zawsze są jakieś alternatywy i to my decydujemy, którą ścieżką pójdziemy. Jeśli wybierzemy opcję A, to opcja B zostanie niewykorzystana. Zawsze jest coś za coś.

Pytam o to nieprzypadkowo, bo pytanie wiąże się z tytułem serialu i samym szachowym pojęciem – gambit królowej. Dlaczego po polsku mówi się na niego gambit hetmański?

Właśnie miałem o tym powiedzieć! Liczyłem na to pytanie, zatem dziękuję za nie. The Queen's Gambit – taka jest nazwa oryginalna serialu i takie jest też otwarcie szachowe. Nie do końca jestem w stanie wyjaśnić, dlaczego w Polsce tytuł przetłumaczono na „Gambit Królowej”; być może wynika to z tego, że potocznie w szachach na hetmana mówimy królówka, królowa. Gdybyśmy chcieli tłumaczyć to jeden do jednego, ze względu na zasady szachowe, to pewnie poprawną formą byłoby gambit hetmana. Pytanie, czy taki tytuł wzbudziłby tak samo duże emocje jak „Gambit Królowej”, zwłaszcza, że główna postać serialu to rola kobieca.

Która jest królową szachów.

Trudno to więc rozstrzygać, natomiast nawet z pozycji szachowej ten tytuł to nie jest jakieś wielkie nadużycie.

Tytuł mówi, że istotne jest to, że przy otwarciu, żeby coś uzyskać, trzeba coś poświęcić.

Dokładnie. Gambit w szachach to właśnie najczęściej oznacza – poświęcenie czegoś, w przypadku serialu to poświęcenie pionka w drugim ruchu. Gambit hetmański jest ostatnio dość popularny, co więcej w meczach Kasparowa z Karpowem o mistrzostwo świata ten debiut został zagrany 19 razy; przypomniał o tym nawet ostatnio Kasparow w jednym z wywiadów. Trochę się przy tym naigrawał, że pomimo tego, że ten debiut padł tyle razy w trakcie tego meczu, to dopiero teraz wszyscy zaczęli o tym debiucie mówić. Wracając do serialu, myślę, że nie będzie nadużyciem, jeśli powiem, że jest on przełomowym wydarzeniem dla szachów; być może nawet największe w historii, które całkowicie zmienia postrzeganie szachów, a co więcej, bardzo wielu początkowych graczy, którzy mieli z szachami do czynienia w dzieciństwie, teraz do tych szachów wracają. I to jest piękna sprawa.

Dodam od siebie: jak ważna jest kultura masowa, która ma taką siłę, żeby za pomocą serialu zmienić rzeczywistość. Czego Pana nauczyły szachy? Jaką umiejętność najbardziej sobie Pan ceni z tego powodu, że umie grać w szachy?

Myślę, że ważne są tu trzy rzeczy. Pierwsza, to branie odpowiedzialności za własne życie. To fundament do tego, żeby osiągać sukcesy nie tylko w grze, ale też w życiu osobistym i zawodowym. Bycie bohaterem filmu pod tytułem „Własne życie” to moim zdaniem duży akt odwagi. To fundament do drugiej ważnej rzeczy – do podejmowania decyzji. Szachy świetnie uczą podejmować decyzję; jeżeli podejmujemy właściwą decyzję, to ona przybliża nas do sukcesu. Natomiast błędna decyzja nas od niego oddala. Choć to jest prosta lekcja, to na pewno szachy uczą nas tego, że każda decyzja ma swoje konsekwencje. Uważam, że to jest bardzo ważne, żeby uczyć się tego z szachów, jak również tego, że brak decyzji to też decyzja. Male cały ten obszar związany z podejmowaniem decyzji, to, moim zdaniem, temat na osobną rozmowę. Trzecia sprawa to na pewno nauka strategicznego myślenia i planowania na kilka ruchów do przodu. Wiem, że w dobie pandemii koronawirusa jest pokusa i ona jest wzmacniana poprzez media, żeby porzucić planowanie, żyć tu i teraz, że nie opłaca się planować, bo i tak wszystko może się zmienić następnego dnia. Po części jest to prawdą, bo nie na wszystko mamy wpływ. Natomiast jednocześnie, moim zdaniem, to właśnie w tej chwili w szczególności można uzyskać ogromną przewagę konkurencji, jeśli planujemy na kilka ruchów do przodu. Osoby, które żyją według motta „Carpe diem”, którzy żyją chwilą, to choć jest to romantyczne i z pewnością ciekawe podejście do życia, to w długoterminowej perspektywie – i potwierdza to mnóstwo opracować – osoby, które są w stanie rozrysować, stworzyć kilka scenariuszy i je przeanalizować, łącznie z możliwymi niepowodzeniami pokazują, że wciąż jest lepiej planować niż zdawać się na to, co się wydarzy. Mówi się o tym, że w świecie biznesu na podstawowym poziomie rozróżniamy dwie postawy: proaktywną i reaktywną. Pierwsza to taka, w której wychodzimy z inicjatywą; reaktywna to taka, w której czekamy na to, co przyniesie nam los. Dla mnie podstawą do tego, by osiągać sukcesy jest to, żeby być proaktywnym. A to wiąże się właśnie z tym, aby planować kilka ruchów do przodu. 100 procent swoich planów nie zrealizujemy, czy to w dobie COVID-u, czy poza nim; to nierealne. Realnym jest założyć, że realizujemy 70-80 procent naszych założonych planów. I to wciąż będzie wystarczająco dobry wynik, niż zdawać się na to, co los przyniesie, bo los raz może być przyjazny, innym razem mniej przyjazny i może się okazać, że jesteśmy za bardzo podatni na to, co przynosi życie. Jestem wielkim zwolennikiem filozofii, która mówi o tym, że jeżeli nie tworzysz własnych marzeń, własnych planów, to stajesz się częścią marzeń i planów innych osób i zaczynasz realizować cudze wizje.

Nauczył się Pan grać w szachy w wieku 10 lat. Jak to było? Kiedy jest najlepszy moment, aby uczyć dzieci szachów? W jakim wieku zapisać je na szkółkę szachową?

Rzeczywiście, zacząłem grać w wieku 10 lat, a było to tak, że przyszedł do mnie przyjaciel Ksawery i powiedział: „Zobacz, Michał. To są szachy i dzisiaj nauczymy się w nie grać.” Powiedział mi też, że szachy są grą dla inteligentnych dzieci, a mnie wtedy bardzo zależało na tym, żeby uchodzić za inteligentne dziecko. Zacząłem więc grywać z Ksawerym i tak, krok po kroku uczyłem się zasad, brałem udział w pierwszych szachowych turniejach. Warto uczyć dzieci gry w szachy dlatego, że szachy uczą strategicznego myślenia, planowania, podejmowania decyzji. Wzmacniają kompetencje matematyczne. Warto rozpocząć naukę już w wieku przedszkolnym, od 4,5 roku życia, a na pewno wskazane jest, aby dzieci uczyły się szachów w wieku szkolnym; mam tu na myśli klasy I – III. Choćby z tego powodu powstał program „Edukacja przez Szachy w Szkole”, żeby w klasach I-III wzmocnić rolę edukacyjną szachów w ramach kształcenia kompetencji matematycznych.

O szachach nadal mówi się, że to królewska gra, ale dziś może w nią grać każdy. Co ona daje samemu grającemu?

Daje bardzo dużą satysfakcję. Jest też elementem higieny umysłu, co ważne jest szczególnie dla dorosłych. Dziś mamy tak wiele na głowie, że moment, kiedy gramy w szachy to chwila, kiedy skupiamy się wyłącznie na szachownicy. Szachy uczą laserowej koncentracji, rozwijają zdolność do laserowego koncentrowania się, czyli widzenia tunelowego, które jest nam potrzebne – potrzebujemy skupić się na jednej rzeczy, potrzebujemy monotaskingu, nie multitaskingu. Poza tym podczas gry w szachy nawiązujemy przyjaźnie; jeśli w trakcie partii szachów ktoś jest naszym oponentem, to nie znaczy, że po partii nie możemy porozmawiać i się zaprzyjaźnić. No i – last but not least, jak to mówią Brytyjczycy (ostatnie, ale nie mniej ważne) – dzięki grze w szachy możemy mieć poczucie, że się rozwijamy intelektualnie. Myślę, że dla wielu osób jest to szczególnie istotne i cenne: dbam o swoją przejrzystość umysłu, która jest piekielnie ważna nie tylko przy szachownicy, ale i później, w życiu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Michał Kanarkiewicz. Zobacz Michał. To są szachy i dzisiaj nauczymy się w nie grać. - Portal i.pl

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto