Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Skromna wygrana Wisły w Łodzi. Wreszcie drużyna tworzy kolektyw

Wojciech Batko
W sobotę Tomasz Kulawik po raz trzeci w tym sezonie, a zarazem ostatni, poprowadził piłkarzy Wisły w meczu ligowym. Tuż przed wyjazdową konfrontacją z Widzewem szefostwo "Białej Gwiazdy" poinformowało bowiem o zaangażowaniu (na 2 lata) 41-letniego Holendra Roberta Maaskanta (więcej na str. 8). Ten zaś, żeby podjąć pracę w Krakowie, w trybie pilnym rozwiązał kontrakt ze średniakiem z "depresyjnej" Eredivisie - NAC Breda.

Na koniec krótkiej, bo dwutygodniowej, współpracy piłkarze spod Wawelu zafundowali tymczasowemu szkoleniowcowi zwycięstwo, na które solidnie zapracowali. O ile w meczu z Ruchem wiślacy - jak to ujął Maciej Żurawski - byli jedynie bandą nieodpowiedzialnych ludzi, o tyle w sobotę w Łodzi stanowili już kolektyw.

O zainkasowaniu trzech punktów przez krakowian nie przesądziła bowiem ich wyjątkowo dobra gra (zawodnikom daleko jest przecież do górnego pułapu formy), ale właśnie konsekwencja w poczynaniach i zaangażowanie w to, co się robi. Czyli postawa diametralnie różna od tej sprzed tygodnia w Chorzowie.

Co zauważyć należy, lecz raczej nie ma sensu za to chwalić. Ostatecznie nikt nie powinien czynić łaski, wychodząc na boisko, czyli do pracy... My więc ujęliśmy nasz ciepły (w sumie) odbiór meczu w ocenach krakowskich piłkarzy.

Dziwić się natomiast można, na jakiej podstawie z ekipy Widzewa dochodziły słuchy o niezwykle bojowym nastawieniu "na Wisłę", o pewności siebie beniaminka oraz o przekonaniu, że krakowski zespół będzie można spokojnie pokonać. W sobotę bowiem Widzew zaprezentował się, piłkarsko, bardzo przeciętnie, a chwilami - bez urazy - wręcz prymitywnie.

Do ubogich umiejętności większości widzewiaków doszedł jeszcze strach przed rywalem, który objawił się akurat po wyjściu zespołów na murawę, co zresztą przyznał m.in. trener Andrzej Kretek: - Do przerwy nie było nas na boisku. Przestraszyliśmy się, tylko nie wiem kogo i dlaczego...

Gospodarze zaczęli próbować grać w piłkę dopiero po pauzie i po roszadach w składzie. Jednakże chcieć nie znaczy móc. Cóż, ubóstwo środków ujawniło się z całą mocą właśnie wtedy, kiedy zostało się zmuszonym do tzw. normalnego atakowania, a nie tylko liczenia na kontry.

I m.in. dlatego jedynie dwukrotnie na wiślackim przedpolu było naprawdę gorąco. W 57 min z lewej strony zacentrował Lisowski, a Sernas - uprzedzając Clebera i Bunozę - "główkował" z najbliższej odległości. Co cesarskie, wypada oddać Jovaniciowi - odbił piłkę tyleż przemyślanie (ruch ciała), co instynktownie, gdyż generalnie już widziano futbolówkę w wiślackiej siatce.

W drugim przypadku, w 90 min, z bliska obok prawego słupka strzelił Grischok. Ale zagrożenie wyniknęło głównie ze względu na chwilowy rozgardiasz w wiślackich tyłach. O ile bowiem w meczach z Arką i Ruchem krakowianie zostali zmuszeni nawet do "obrony Częstochowy", o tyle "na Widzewie" ich defensywna orientacja była już przemyślana, a przy tym nieźle realizowana.

Dwa zagrożenia w drugiej połowie i jedno w pierwszej (32 min, kontra i uderzenie Duricia wysoko nad poprzeczką) świadczą o tym, kto nie tyle może dyktował warunki, ile na pewno "miał więcej z gry". Ponadto ten boiskowy spokój dobitnie ujawnił się od 65 min, kiedy przyjezdni musieli sobie radzić w dziesięciu, po relegowaniu (dwie żółte kartki słusznie pokazane za faule) Cikosa.

Skoro w destrukcji udało się zagrać "na zero", to jak radziła sobie Wisła w ofensywie? Oczywiście bez żadnych rewelacji, ale ten jeden skuteczny cios potrafiła zadać. W 34 min, kiedy nieustępliwość Riosa zaowocowała odebraniem piłki Kuklisowi, gdzieś na 40. m od bramki Widzewa. Futbolówkę przejął Małecki i podał do Paljicia, ten zaś przymierzył płasko (z ok. 20 m) w lewy róg.
U
derzenie o przeciętnej sile okazało się jednak precyzyjne. Co nie znaczy, że Mielcarz jest bez winy - interweniował jakoś bez przekonania, niezgrabnie, bez stylu. Lecz to nie nasz problem... Ponadto łódzkiemu bramkarzowi zagroził jeszcze tylko Bunoza. Kiedy w 84 min kopnął z wolnego, z blisko 40 m! Piłka skozłowała tuż przed golkiperem i Mielcarz zmuszony był ją poskramiać na raty.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na myslenice.naszemiasto.pl Nasze Miasto