Powód pierwszy do optymizmu, to sposób, w jaki zespół operował piłką. Wszyscy obserwatorzy tego spotkania podkreślali, że "Biała Gwiazda" zagrała znacznie lepiej niż np. przeciwko Polonii Bytom. To prawda, a pierwsza rzecz, która rzuciła się w oczy, to fakt, że wiślacy już nie wybijają piłki "na aferę", ale starają się nią grać, długo przy niej utrzymywać i co najważniejsze, mądrze rozgrywać.
Wzorcem, do którego powinni nawiązywać w następnych meczach, niech będzie akcja, po której strzelili bramkę. Wymienili czternaście (!) podań na połowie Jagiellonii, by całość zakończyć precyzyjnym dośrodkowaniem i strzałem.
Grając w ten sposób, krakowianie potrafili sobie stworzyć jeszcze kilka klarowanych sytuacji i wielka szkoda, że choć jednej nie wykorzystali, bo z przebiegu gry na ten punkt w Białymstoku zasłużyli z całą pewnością.
Jest jeszcze jeden element, na który zwrócił uwagę w piątkowy wieczór trener Robert Maaskant. - Gdy przychodziłem do Wisły, wszyscy mówili, że nie ma tutaj zespołu, a piłkarze nie walczą - mówił Holender. - Tym razem widziałem coś innego. Nawet pod koniec meczu, mimo iż mieliśmy dziesięciu zawodników, drużyna nadal walczyła. Zawodnicy dali z siebie wszystko. Przegraliśmy, ale jest takie powiedzenie, że co cię nie zabije, to cię wzmocni. Wierzę, że tak będzie w naszym przypadku.
Dlaczego zatem, skoro Wisła rozegrała z Jagiellonią dobry mecz, zostawiła wszystkie punkty na Podlasiu? Trochę prawdy jest w tym, co powiedział trener "Jagi", Michał Probierz. - Naszym dwunastym zawodnikiem było szczęście - stwierdził szkoleniowiec. To jednak tylko część prawdy, bo druga już jest dla Wisły mniej przyjemna.
O ile bowiem zespół poprawił znacząco grę w ofensywie, to nadal słabo spisuje się w obronie, a to co momentami wyprawiali krakowscy defensorzy, wołało o pomstę do nieba. Nie mamy zamiaru wieszać w tym miejscu Clebera, który zagrał najgorszy mecz w historii swoich występów z białą gwiazdą na piersi.
Brazylijczyk tyle razy ratował zespół z opresji, że i taki występ mógł się piłarzowi przytrafić. Czynienie jednak "Clebiego" jedynym winnym przegranej byłoby mocno niesprawiedliwe, bo i pozostali defensorzy mają swoje "za uszami".
I to jest najważniejsze zadanie dla Maaskanta na najbliższe tygodnie - poprawić grę obronną. Bez sprawnie funkcjonującej tej formacji, nie ma co liczyć na dobre wyniki.
Nadzieję w serca wiślaków musi wlewać jednak jeszcze jedna rzecz - już najbliższy mecz rozegrają wreszcie u siebie, w pełni tego słowa znaczeniu. W klubie wszyscy głęboko wierzą, że magia Reymonta 22 znów zacznie działać, a nowy stadion stanie się prawdziwą twierdzą.
Na razie pewnym można być tylko tego, że piłkarze będą mieli znacznie większe wsparcie z trybun. Tylko przez kilka godzin po potwierdzeniu powrotu na swój stadion, Wisła sprzedała 1500 biletów na mecz z Koroną. W piątek szykuje się zatem wielkie święto przy 18 tysiącach widzów.
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?