Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wolontariusz z Myślenic ranny w Bachmucie. Pojechał tam z pomocą i żywnością

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Grażyna i Kamil
Grażyna i Kamil Klika w Charkowie
W piątek (13 stycznia) mija tydzień od dnia, kiedy dwoje wolontariuszy w Małopolski zostało rannych w Ukrainie. Chcieli, aby mieszkańcy Bachmutu, zwłaszcza ci najmłodsi mieli nieco radości w te święta. Zapakowali do auta chleb, słodycze, zabawki i ruszyli, zresztą nie pierwszy już raz, w drogę do położonego na froncie walk miasta. Za kierownicą siedział Kamil Moskal z Myślenic, który praktycznie od początku wojny działa w Ukaranie jako wolontariusz. Razem z nim była Grażyna, jego przyjaciółka z krakowskiego Stowarzyszenia Klika. Kobieta na skutek odniesionych ran musiała przejść amputację części nogi.

Do Bachmutu wjechali ok. godz. 11. Widok wojsk i czołgów na ulicach, ani odgłosy strzałów nie były dla nich niczym nowym. Kamil od marca 2022 mieszka w Charkowie. Jego przyjaciółka Grażyna dołączyła do niego w październiku ubiegłego roku. Na co dzień pomagają osobom niepełnosprawnym w Charkowie, a co jakiś czas regularnie wyjeżdżają z pomocą dalej: do Krematorska, Odessy, Bachmutu. W tym ostatnim wcześniej byli już trzy razy.

Bachmut - obraz jak z piekła

Za każdym razem jak tam jeździliśmy widziałem dzieci i ten widok zostawał mi w głowie. Bachmut obrazek jak z piekła: widać czołgi na ulicach i żołnierzy z moździerzami, słychać serie z karabinów, a pomiędzy tym wszystkim dzieci. Niczemu niewinne, nie mające wpływu na nic… Kiedy zbliżały się święta stwierdziliśmy, że pojedziemy tam dla nich. Kupiliśmy zabawki i tonę słodyczy. Zrobiliśmy paczki. Do tego kupiliśmy 1,5 tony chleba, zabraliśmy barszcz i kutię, którą dzień wcześniej Grażyna zrobiła razem z naszymi sąsiadami. Chcieliśmy dać tym ludziom święta – mówi nam Kamil.

Nawigacja nie działa, telefony także. Ale Kamil zna to miasto, adresy ma w pamięci.
Skierowali się do jednego z trzech „punktów niezłomności”.
Tragedia wydarzyła się w chwili, kiedy zaczęli wypakowywać transport. Był kwadrans przed południem.

Około 30 metrów od miejsca gdzie stali uderzył pocisk

Otworzyłem klapę samochodu i wszedłem do środka, aby podawać paczki. Na zewnątrz stała Grażyna i dwóch chłopaków do pomocy. Kiedy sięgałem po worek z chlebem rozległ się huk, niczym trzęsienie ziemi. Ogłuszający pisk w uszach. Rzuciło mną na przód samochodu, ale szybko się pozbierałem i wyskoczyłem z auta. Zobaczyłem, że na ziemi leżą trzy osoby. Mnóstwo krwi. Pierwsze spojrzenie skierowałem na Grażynę i zobaczyłem, że nie ma stopy. Jej stopa znajdowała się zupełnie obok. To była chwila przerażenia, zakląłem, ale zaraz zacząłem działać, tamować krew. Grażynie i jednemu z mężczyzn, bo drugi dość szybko sam doszedł do siebie i wstał - relacjonuje w rozmowie z nami.

Po opatrzeniu rannych Kamil trzymał ich za ręce cały czas bojąc się czy znów nie nadleci jakiś pocisk, bo ostrzał nie ustawał. Mówi tez o tym jak dzielna była Grażyna i jak caly czas się uśmiechała.
Bardzo się bałem, że ona tego nie przeżyje. To oczekiwanie na pomoc. Trzymanie jej za rękę. Pytanie Grażyny: chyba nie zatańczę u siostry na tym weselu? Wokół serie z karabinów. Artyleria nie uspokaja się nawet na minutę – napisał w relacji w mediach społecznościowych, na profilu na „Klika w Charkowie”, który założyli z Grażyną. Zrobili to, aby pokazać co robią i jaka pomoc potrzebna jest w Ukrainie.

Kamil zaczął wzywać pomoc. Przy braku łączności telefonicznej i internetowej nie było to jednak łatwe. Początkowo chciał oboje zawieść do szpitala ich samochodem, choć ten miał przebite opony w tylnych kołach i ślady (dziury) po odłamach, ale po ok. 40 minutach na miejsce dotarł wojskowy ambulans. Pomogło radio przyniesione przez kogoś, kto usłyszał wołanie o pomoc.

Kutia dla żołnierzy i lekarzy

Kiedy ambulans zabrał Grażynę został jeszcze z rannym mężczyzną, czekając na powrót karetki. Kiedy ta wróciła pojechał z nim do szpitala, ale Grażynę wieziono już do innego, do Pawlogrodu.
On został, bo musiał wrócić po uszkodzony samochód, w którym zostały m.in. dokumenty i kutia, którą potem częstował rannych żołnierzy i lekarzy. „Gdy podałem ją wykończonym lekarzom i wspomniałem kto ją robił, mieli miny jakby chcieli się rozpłakać, ale to mocni zawodnicy. Szybko opowiedzieli jak Grażyna z nimi żartowała na stole, gdy opatrywali jej nogę. Zachwalali jej moc ducha i bohaterstwo” - pisze Kamil na profilu „Klika w Charkowie”.

To, że sam został ranny odkrył dopiero po kilku godzinach, kiedy przestała działać adrenalina, a on poczuł ukłucie w udzie. - Na szczęście odłamek jest mały i utkwił na tyle głęboko, że zdaniem lekarzy lepiej jest go tam zostawić niż próbować usuwać – mówi Kamil.

Grażyna, która jest już w Polsce, pisze na tym samym co Kamil profilu: Kolejny przejazd karetką, do Pawłogradu. Tu czeka mnie pilna, długa operacja. Znieczulenie, zewnątrzoponowe, nie zasypiam w pełni. Amputację nogi na szczęście przespałam, zakładanie drutów w drugą już nie. Kiedy kończą - pierwszy raz orientuję się, która jest godzina.

Kamil chce wracać do Ukrainy

Kamil jest już pewny. Chce i to jak najszybciej wrócić do Ukrainy.
Wie, że jego bliscy, rodzice boją się o niego i że bardzo przeżyli to co się stało, ale czuje wielką odpowiedzialność za tych co tam zostali.
Mówi m.in. o 90-letniej kobiecie, która jest leżąca i mieszka na 11 piętrze w bloku razem ze swoją niemłodą a na dodatek chorą na artretyzm córką. W mieście nieraz brakuje prądu, a kiedy winda nie działa kobiety nie mogą zrobić zakupów, o wyjściu do lekarza nie wspominając.
Kamil mówi, że oni także bardzo przeżyli wiadomość o tym co spotkało jego i Grażynę.

Nasz powrót tam to będzie dla nich świadectwo, że jesteśmy z nimi, że walczymy dalej - mówi.

Od samego początku, od chwili kiedy dowiedziałem się o wybuchu wojny słyszałem „wołanie”. To było niewytłumaczalne. Coś mnie tam ciągnęło – dodaje.

W Krakowie zaczął przygodę z wolontariatem

Kamil ma 30 lat. Wolontariatem zajmuje się od dłuższego czasu, od czasu kiedy zamieszkał w Krakowie. Najpierw działał w krakowskiej fundacji „Zmieniamy niemożliwe”, a potem w krakowskim stowarzyszeniu KLIKA, które działa na rzecz osób niepełnosprawnych. Zaraz po wybuchu wojny KLIKA organizowała w Krakowie punkt pomocy dla uchodźców z Ukrainy, a konkretnie właśnie dla osób z niepełnosprawnościami.
Kamil znalazł osoby, z którymi ruszył do Żytomierza, skąd ewakuowali osoby niepełnosprawne.
Potem z pomocą ludzi dobrej woli kupili auto przystosowane do przewozu takich osób i zaczęli organizować regularne wyjazdy.
Widząc jak bardzo potrzebna jest pomoc tam na miejscu, został.

Dostarczali zupę i herbatę. Pod ostrzałem

Od marca 2022 roku praktycznie cały czas jest w Ukrainie, w Charkowie. Oprócz pomocy socjalnej świadczonej na rzecz osób niepełnosprawnych jak ta „babuszka” z 11 piętra charkowskiego bloku, najpierw sam a potem z Grażyną dostarcza gorącą zupę i herbatę ludziom, którzy sami nie są w stanie przygotować sobie nic ciepłego, bo w domach często nie mają wody, prądu ani gazu.

W Charkowie przeżyłem pierwsze oblężenie miasta. Bywało, że pod ostrzałem roznosiliśmy zupę. Pamiętam jak kiedyś pocisk spadł jakieś sto metrów ode mnie, uciekłem do schronu. W Bachmucie znaleźliśmy się w złym czasie i miejscu. Ale dziękuję Bogu, że żyjemy – mówi Kamil.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wolontariusz z Myślenic ranny w Bachmucie. Pojechał tam z pomocą i żywnością - Dziennik Polski

Wróć na myslenice.naszemiasto.pl Nasze Miasto